Ja wam dam! Plaża, palmy, widoczki?
Zanim jeszcze na dobre połączymy się na Skypie już pytacie o to, czy to papugi słychać w tle, a może skrzypienie piasku, plusk fal błękitnego oceanu i czy siorbię sobie Blue Curaçao?
Otóż, to nie tak.
Zacznę od wyznania. Oto mój antylski coming out: do tej pory tylko dwa razy pływałem, choć akurat minęły dwa tygodnie mojego pobytu. Potworna średnia, nieprawdaż?
In concreto: wszedłem do Morza Karaibskiego na Arubie i to z inspiracji Wima, bo on zawsze z Joke chodzą pływać późnym popołudniem. Oto fotki z tego wypadu.
(selfie) |
(selfie) |
(selfie) |
(fot. J. Koch) |
Możecie wierzyć lub nie: częściej byłem w bibliotece UvC, gdzie panie z Antillenkamer znają mnie już dobrze. Oczywiście nie mówię o moczeniu tyłka w basenie, bo po kilku próbach - tam, gdzie miałem do tego okazję - zrezygnowałem: ciepła zupa, zero przyjemności, brak łączności z żywiołem wody czy orzeźwienia; chlor mogę wąchać w Termach Maltańskich w Poznaniu.
Przy okazji, odkryłem na plaży na Arubie ciekawy projekt (wiem, że takie próby są podejmowane również w innych krajach, także u nas).
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. Y. Plet) |
A dziś rano dałem wywiad w telewizji śniadaniowej - to był finalny akord. (Skoro byłem już w południowoafrykańskiej telewizji śniadaniowej Dagbreek, dlaczegóż by nie w antylskiej?) Po drodze miałem ciekawe przeżycie: korek na wyspie, który nie zdarza się aż tak często, tutaj przyczyną były prace nad mostem Juliany.
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
Zdążyłem na audycję...
(fot. R. Severing) |
Był ze mną prof. R. Severing z Fundahon pa Planifikason di Idioma. Rozmowa przebiegała częściowo w papiamento, częściowo po niderlandzku.
(fot. J. Koch) |
Ale wracam jeszcze do stereotypowego postrzegania Karaibów, w tym Antyli. Przewidując to pisałem już w drugim blogu o moich obawach. A więc teraz pewna korektura.
Raj na ziemi?
Oto kloszard w Kralendijk (biały kloszard, choć opalony, by nie rzec spalony czy zmęczony słońcem!).
(fot. J. Koch) |
Skarby Karaibów?
Oto na zdjęciu, w żółtej koszulce, mój przewodnik po centrum dla narkomanów w Landhuis Papaya w Willemstad - sam były narkoman, który potrzebował półtora roku na całkowity detoks.
(fot. J. Koch) |
To może śmietnisko na wybrzeżu? Tutaj ślady po cywilizacji homo sapiens na Curaçao.
(fot. J. Koch) |
Się muszę przyznać. Pojechałem w końcu późnym popołudniem na jakąś plażę. Niedaleko hoteli. Plaża była publiczna. Dla czarnych, no, bo jak ma to powiedzieć? Obok hotele, znane nazwy, a tutaj zwykła plaża, za darmo, więc bez pryszniców ze słodka wodą coby sól spłukać. Uznawszy, że wody oceanów się mieszają, a métissage to na Karaibach sprawa normalna, tym bardziej dla wód morza, a mieszkańcy hoteli pływają w tej samej wodzie, wpłynąłem na mokrego przestwór oceanu razem z mieszkańcami, którzy przyjechali tutaj po pracy. Jako jedyny biały. Jak można podejrzewać - opalenizna kombajnisty, przedramiona, kark, twarz, wszystko podbrązowione, więc to, co białe, tym bardziej białe.
Potem jedna pani zagadnęła mnie, czy jestem turystą (Pytała najpierw w papiamentu, następnie po angielsku, potem przeszliśmy na niderlandzki; lekker taki język byłego kolonizatora, w którym byłe zamorskie kolonie łączą się z obecnymi ekstramuralnymi niderlandystami, hoor!) Więc nie, nie jestem turystą, no nie. Jestem wykładowcą. I zaczęło się: ona na skałkach, ja po kostki w wodzie, ona pięknie śniada, ja .. no, taki białas, biały bielą środkowoeuropejską, przedwiosenną, nieco złamaną kilkunastoma dniami przemykania się na Antylach z cienia do cienia. Wypytała mnie o wszystko, bo whitie na tej plaży odbiegał trochę normą od tego, co zwykli tutaj oglądać kolorowi orzeźwiający się po pracy. Ciekawość przypadkowych ludzi, autentyczna; życzliwość, także nieudawana. To cały czas mnie tutaj mile zaskakuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz