Ale jakby mniej dokuczliwy.
Lepiej było zajmować się tylko Afryką Południową; mimo podobnej odległości, zostaje się przynajmniej w tej samej strefie czasowej. Obejrzysz kilka filmów, trochę podrzemiesz jak zając pod miedzą, bo co to za spanie w samolocie, zjesz dwa posiłki jakie (wliczone w cenę biletu) "zafunduje" ci Lufthansa, KLM, a dawniej jeszcze Sabena albo Luxavia, i już jesteś w Kapsztadzie czy innym Johannesburgu.
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
Po pierwsze, nie po całym jeszcze, bo Holendrzy mieli, ale oddali i Nowy Jork (podówczas Nowy Amsterdam), i Brazylię, i Sri Lankę (wtedy Cejlon), i... i... i...
(fot. J. Koch) |
Po drugie, nie jeżdżę tylko latam - vide refleksje nad różnicą czasu i zadumanie nad psychofizycznymi reakcjami własnego organizmu na zespół nagłej zmiany strefy czasowej.
Moi tegoroczni studenci z Aruby (fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
Budzę się.
I myślę o Polsce i Antylach, Polsce i Karaibach, Polsce i Afryce Południowej...
Myśl trzeźwa, świeżutka.
I już wiem, że z dalszego snu nie będzie nic.
Nici.
Kłębek się potoczył i rozwiązał.
Wstaję.
Coś trzeba robić.
Po drodze do pracowni na strychu sprawdzam czy pranie wyschło.
Wyschło, więc włączam żelazko i prasuję.
Prasuję i słucham wykładów o muzyce niderlandzkiej, tak jak niegdyś prasowałem rzeczy dzieci i słuchałem afrikaans, ucząc się tego języka (potem na pytanie "jak nauczyłeś się afrikaans" odpowiadałem "prasując", zgodnie z prawdą i wieloletnią praktyką prasowalniczą). Teraz przygotowuję się do zajęć z kulturowej historii Niderlandów. Słucham wykładów Klinkende geschiedenis.
Wzorzysta koszula, którą kupiłem w południowoafrykańskim sklepie Truworths i bardzo lubię. Także występować w niej...
(fot. Y. T'Sjoen) |
(fot. J. Koch) |
I nagle takie skojarzenie z Polską, kiedy pochylam się nad kolejną kolorową koszulką. Jak biały jest ten kraj cały, jak daleki od świata, jak zaściankowy, jak upępkowiony w swoich własnych fobiach, anty- to i anty- tamto i ani to i ani tamto. Wziąłbym jednego z tych pacanów ulicznych lub (p)osłów parlamentarnych i wrzucił na kilka dni do kolorowego Kapsztadu, gdzie chóry muzułmańskie śpiewają jeszcze piosenki z folkloru holenderskiego, albo zostawił ich na tydzień w Oranjestad i Willemstad (co za nazwy!), aby popatrzyli na antylski mikrokosmos świata, posłuchali papiamento z jego portugalskimi i niderlandzkimi wpływami i pomyśleli np. o niemieckich zapożyczeniach w polszczyźnie (od 'dachu' i 'budować' przez 'prysznic' i 'pancerz' do 'ratusza' i 'kibla'). Może właśnie tam w tyglu kultur ujrzeliby bezsens swoich perwersyjnych obsesji?
Więc już widzicie, że zdjęcia do tego wpisu podobierałem tendencyjnie. (Pochodzą z konferencji w Oranjestad i wystawy murali w San Nikolaas, o których jeszcze napiszę, oraz ze święta Seu, dożynek w Barber na Curacao, to zaległy majowy temat.)
Świat jest już Karaibami.
Czy ktoś wie o tym czy nie.
Czy chce czy nie.
Wymieszany.
Kolorowy.
Ludzie uczynili sobie tę ziemię poddaną...
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
Bardzo ciekawy blog! Ja uczę się ostatnio języków słuchając audiobooków i jednocześnie szyjąc (robię wieczorową szkołę krawiecką, taki oczywisty krok w karierze po doktoracie). Dobrze, że Pan Profesor nie zajął się dialektologią lub czymś w tym klimacie, bo wtedy nie wybrałabym Pana na recenzenta mojej pracy. A był to wybór najlepszy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Marta K.