poniedziałek, 30 stycznia 2017

Zespół nagłej zmiany strefy czasowej

Czas jest bezwzględny - czas jest względny.
Sformułowanie niezbyt odkrywcze, ale przecież to nie refleksja nad przemijaniem czasu, tylko trwaniem. Szczególnie wtedy, kiedy poruszasz się wraz ze słońcem, lecąc na zachód dziewięć godzin, ale w sumie nie tracąc aż tylu. Przemieszczasz się i jako człowiek przemijasz, ale na zegarze i w kalendarzu jakoś jakby wolniej.
Wolniej?
Tego krótkotrwałego zysku godzin nie przekujesz jednak na dłuższe życie.
Bilet powrotny w kieszeni uwiera.
Trzeba będzie to odrobić. Dług spłacić.
Utracić zdolność kredytowania życia nabytą dzięki Królewskim Liniom Lotniczym i prędkości, z jaką leciał samolot.

(fot. J. Koch)
Na miejscu, po przylocie, siadasz, by zakończyć swój pierwszy wykład.
Publiczne wystąpienie.
Ma się odbyć już za kilka dni. Mało czasu zostało, choć go podobno zyskałeś. Trzeba jeszcze wszystko sprawdzić. Naczytać tekst, aby go wyintonować. Podkreślić to, co ma być wyróżnione. Uzgodnić przełączanie slajdów prezentacji. A potem powiedzieć sobie: 'zęby i do przodu!', zdanie, którym Andrzej Wajda reżyserował Krystynę Jandę. W końcu wykład to rodzaj performensu.

Pierwszej nocy budzisz się o drugiej.
Drugiej o czwartej.
Więc porzucasz numerologię i wstajesz; siadasz na werandzie przed domem; określają ją tutaj wdzięcznym mianem stoep, co w kontynentalnym niderlandzkim znaczy 'chodnik'...
Dziś trzeba już wszystko zamknąć, zakończyć. Jest jeszcze ciemno. Gdzieś w oddali słychać krzyk ptaka. Jeszcze dalej zaczyna swoje życie miasto. Na palmie sadowi się papuga. Widać jej profil na tle różowiących się obłoków. Odpalasz komputer. Trudno się skoncentrować.

Oto jet lag w całej swojej krasie. Zaburzenia snu, trudności w skupieniu uwagi, krańcowe zmęczenie, brak apetytu, złe samopoczucie, dezorientacja.
Racja.
Czujesz się niemal jak ryba wyjęta na brzeg. Widziałeś ją w Otrobandzie na rogu Handelskade i Sha Caprilleskade.

(fot. J. Koch)
Za dnia kiwa ci się głowa, bo jest jeszcze kontynentalna, nie insularna.
To bynajmniej nie bagaż historyczny, traumy narodowe i pokoleniowe przeżycia sprawiają, że twoje ciało żyje sobie po polsku, czasem środkowoeuropejskim, lekce sobie ważąc zwiewną pasatową antylskość.
Masz wrażenie, że wszystko odbywa się w nieco zwolnionym tempie. Na wolnych obrotach. Jesteś jak jakiś ociężały statek pasażerski, ślamazarny wycieczkowiec. A musisz być teraz holownikiem o dużej mocy silników.

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trasa pomnikowa

Po Oranjestad spacerowałem dwukrotnie trasą pomnikową. Tak ją sobie nazwałem. W przestrzeń miasta wpisano szereg pomników - niekiedy miałe...