wtorek, 29 kwietnia 2014

Niebawem take-off i nowy kierunek

Zapowiadając prezentację mojego Zakładu podczas obchodów "111 lat tradycji anglistycznych w Poznaniu", osoba prowadząca przejęzyczyła się i powiedziała 'Zakład Studiów Niderlandzkich i Południowoamerykańskich'...

No, no, kto wie? Jak wrócę z Karaibów - a Aruba, Bonaire i Curaçao leżą u wybrzeży Wenezueli - może akurat trzeba będzie po raz kolejny poszerzyć zainteresowania i słowa te okażą się prorocze? W każdym razie nawet w ramach studiów nad literaturą i językiem niderlandzkim jest sporo miejsca na fascynacje antylskie czy surinamskie. Do tej pory, z różnych względów, tylko w ograniczony sposób dawałem temu wyraz i zapewne trzeba będzie to zmienić.

Tymczasem przygotowuję się do podróży i take-off.


 
Lądowanie na  Curaçao widziane z kokpitu i...


 ..przez jednego z pasażerów

Czy tak będzie?
I jak będzie?

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Berlin dein Gesicht hat Sommersprossen

Dojechałem do Berlina. Z małą przygodą, bo nawigacja mi się zawiesiła (reklamowe i już przysłowiowe "zamkłam się"). W ten sposób niechcący zboczyłem z ustalonej marszruty i wylądowałem niespodziewanie na jakimś Trödelmarkt. Ahoj przygodo! Przygodo, ahoj? Jednak nie. Wróciłem najszybciej jak mogłem na właściwą trasę. Po drodze, na Ringu ("setce"), minąłem zjazd na Detmolder Strasse i wróciły wspomnienia z lat studenckich i wizyt w Berlinie. Zachodnim oczywiście. Ale ani Trödelmarkt, ani miłe wspomnienia przeszłości nie odwiodły mnie już od ustalonego celu dzisiejszej podróży. W końcu dotarłem do hotelu Dorint

Dlaczego tutaj się to opłaca, a w Polsce nie? Taki hotel przy lotnisku. Płacę za jeden nocleg, a w pakiecie mam: auto w zamykanym garażu na trzy tygodnie za friko, jutro wcześnie rano dowóz na lotnisko także gratis, potem odbiór po przylocie, też w cenie jednego noclegu. Z Niemcami jest coś nie tak czy z nami? Dlaczego bułka na Okęciu jest droższa (wielokrotnie!) od pizzy na Schiphol? Z Holendrami coś nie tego czy z Polakami? Należałoby zatem wołać: jeszcze więcej Europy w Polsce!

A w Berlinie piękna pogoda. Jakieś 22 stopnie. Co najmniej. Dobre ćwiczenie przed Antylami... Za oknem śpiewają ptaki, chyba kosy. Ale regularnie na drugim skrzydle budynku pojawia się duży cień wielkiego ptaka. Towarzyszy mu ryk silników, bo startujące z pobliskiego lotniska Tegel samoloty lecą dość nisko, a ich sylwetki rzucają cienie na Dorint. Te silniki przypominają, że nie przyjechałem do stolicy Niemiec, tylko jestem w drodze do Willemstad, Kralendijk i Oranjestad. Wtargałem bagaże na drugie piętro. Zaparkowałem samochód w podziemnym garażu. I postanowiłem spenetrować okolicę. Spacer jest racjonalny, jeśli towarzyszy mu cel, poszukiwanie czegoś konkretnego. O, na przykład dobrego piwa. W planie oczywiście Jever (Frisisch herb), czyli "Genau mein Bier". Znalazłem!


(fot. www.radeberger-gruppe.de)

Po drodze doszedłem do przystanku metra... no, żesz!... afrykańskiego! Pisałem w pierwszym blogu ("Zaproszenie z 27 stycznia 2015 roku"), że Antyle to była pierwsza miłość akademicka, a Afryka dopiero druga. Tymczasem tutaj także - w drodze na Antyle przystanek afrykański. 


(Berlin U-Bhf Afrikanische Strasse, fot. J. Koch)

Przy okazji spaceru naszły mnie refleksje nad różnicami 
między Polską a Niemcami w reklamach, wystawach sklepowych, wystroju lokali. I te zielone podwórka tutaj. (Berlin, choć człowiek się tego nie spodziewa, jest bardzo zielony i tak jak Johannesburg zawsze zaskakuje pokaźną dawką przyrody w mieście.) W Berlinie można z przyjemnością zaglądać w każdą bramę: na podwórku będę na pewno zielone krzewy, drzewa, ławeczka. Śmietniki dyskretnie schowane. Żadnej dekadencji, żadnego epatowania bebechami miejskiego życia, brak wschodniego niedbalstwa i tego "jakoś tam będzie". Jednym słowem miło dla oka. Miło dla skóry też: słońce już przyjemnie grzeje. Że piegi? Była taka piosenka Hildegard Kneff "Berlin dein Gesicht hat Sommersprossen".




Ach, te lata sześćdziesiąte i ówczesne aranżacje!
No to może coś jeszcze starszego? Też o Berlinie.




niedziela, 27 kwietnia 2014

Nieco nazewnictwa, albo terminologiczny pasat

Wszystkie wyspy wchodzące w skład dawnych Antyli Holenderskich znajdują się w archipelagu tzw. Małych Antyli. Najlepszą, najbardziej poglądową mapą znalezioną w Internecie była mapa niemiecka. Ponieważ lecę liniami Air Berlin, więc mapa z niemiecką legendą jest tutaj jak najbardziej na miejscu.


Małe Antyle (http://www.beste-reisezeit.org)


Wyspy będące częścią Królestwa Niderlandów tworzą dwie grupy. Dzieciom w Holandii podaje się dla ułatwienia: wyspy ABC oraz wyspy SSS. Pierwsze to Aruba, Bonaire i Curaçao (z tym, że są też dwie malutkie wysepki: Małe Bonaire oraz Małe Curaçao), drugie to Sint Maarten, Saba i Sint Eustatius. Jedne od drugich dzieli odległość około 800 km. W związku z tym ABC od SSS różnią się także klimatem.


Strefy klimatyczne Małych Antyli (http://www.beste-reisezeit.org)

Różnią się też ogólną nazwą, bowiem Małe Antyle składają się z Wysp Zawietrznych (tutaj należą wyspy ABC), inaczej Benedenwindse Eilanden lub Islas de Sotavento czy też Leeward Antilles, oraz wysp Nawietrznych (to z kolei są wyspy SSS), inaczej Bovenwindse Eilanden lub Islas de Barlovento... Nic dziwnego, że Anglicy się pogubili i używają Leeward Islands dla części północnej wysp i Windward Islands dla części południowej, bo to prawdziwy terminologiczny galimatias.

Ja posługuję się tutaj już nowym nazewnictwem, wprowadzonym w 2011 roku przez Komisję Standaryzacji Nazw Geograficznych. Cytuję (wyróżnienia w tekście moje):

Na poprzednim posiedzeniu dyskutowano poprawność nazw Wyspy Zawietrzne i Wyspy Podwietrzne. Ustalono, że nazewnictwo to, przyjęte w latach 50. przez ówczesną Komisję Ustalania Nazw Geograficznych, jest błędne i należy je poprawić. Do konsultacji z geografami pozostawiono jednak kwestię, czy zastosować podział anglosaski tych wysp (czyli przyjęcie nazw Wyspy Nawietrzne i Wyspy Zawietrzne dla południowej i północnej części wschodniego łuku Małych Antyli), czy hiszpański (czyli przyjęcie nazwy Wyspy Nawietrzne dla wschodniego łuku Małych Antyli oraz nazwy Wyspy Zawietrzne dla Małych Antyli znajdujących się u wybrzeży Ameryki Południowej). 

A. Czerny poinformował, że skontaktował się z J. Makowskim, będącym praktycznie jedynym polskim ekspertem od podziału regionalnego tej części świata. Wg J. Makowskiego podział Małych Antyli nie jest jednolity, w różnych państwach Regionu Karaibskiego, nawet w państwach hiszpańskojęzycznych, stosowane są różne podziały tego archipelagu (np. inne wg geografów meksykańskich, a inne wg kubańskich). W geografii polskiej jest to zaś zagadnienie marginalne – informacje o tych wyspach są przepisywane z jednej publikacji do drugiej. J. Makowski uznał, że warto uporządkować zagadnienie podziału Małych Antyli i naprawić błąd popełniony w latach 50., zaproponował przy tym przyjęcie podziału hiszpańskiego, jako bardziej logicznego i odpowiadającego faktycznemu podziałowi geograficznemu tych wysp. 

Komisja zatem uchwaliła (9 głosów za, 3 wstrzymujące się, 0 przeciw):

* zmianę nazwy Wyspy Podwietrzne na Wyspy Nawietrzne i ustalenie, że nazwa ta odnosi się do łuku Małych Antyli ciągnącego się od Wysp Dziewiczych po Grenadę łącznie z Barbadosem (hiszpańską nazwą tych wysp jest Islas de Barlovento, francuską – Îles du Vent, a niderlandzką – Bovenwindse Eilanden, natomiast po angielsku stosowane są dwie nazwy – Leeward Islands dla północnej części wysp i Windward Islands dla ich części południowej), 

* ustalenie, że nazwa Wyspy Zawietrzne odnosi się do części Małych Antyli znajdującej się u wybrzeży Ameryki Południowej i ciągnącej się od Aruby po Margaritę i drobne wyspy leżące na wschód od niej (hiszpańską nazwą tych wysp jest Islas de Sotavento, francuską – Îles Sous-le-Vent, niderlandzką – Benedenwindse Eilanden, a angielską – Leeward Antilles).

A temu całemu galimatiasowi terminologicznemu winne są pasaty.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Dlaczego jedenastu Antylczyków klęczało przed sercem Chopina?


Dlaczego jedenastu Antylczyków klęczało przed sercem Chopina? To pytanie na pierwszy rzut oka zdumiewa. 
Jest jednak zasadne. 
Co więcej, to tytuł książki, która udziela na to pytanie odpowiedzi. 





Książkę o tym tytule - Waarom elf Antillianen knielden voor het hart van Chopin - napisał Holender Jan Brokken, a na polski przełożyła ją moja była studentka Ola Hnat. Wrocławska oficyna ATUT tak reklamowała wydaną w 2008 roku książkę: "Kompozytorzy z Curaçao, Jan Gerard Palm, Rudolf Palm, Jacobo Palm, Edgar Palm, rozpoczynali swój dzień w ten sam sposób: wstawali o szóstej rano i grali muzykę Chopina. Urodzony w Nowym Orleanie Louis Moresu Gottschalk ubierał się jak Chopin i zmarł w wieku czterdziestu lat jak Chopin. Muzycy jazzowi z Martyniki i Guadalupy, którzy walczyli w pierwszej wojnie światowej, rozpropagowali w Paryżu mazurek Souvenirs de Saint-Pierre. Jan Brokken przedstawia korzenie muzyki antylskiej i wpływ, jaki wywarła na nią Europa. Opowieść ta przypomina odkrywczą podróż, która wciąga czytelnika w kolorowy i całkowicie nieznany mu świat.

Dodajmy jeszcze, że książce, tak oryginałowi, jak i polskiemu tłumaczeniu, towarzyszyła płyta CD z nagraniami tej muzyki.W listopadzie 2008 roku do Polski przyjechał Jan Brokken, któremu towarzyszyli antylscy pianiści i kompozytorzy Wim Statius Muller, Johnny Kleinmoedig, Livio Hermans oraz Randal Corsen. Dali oni koncerty we Wrocławiu, Warszawie oraz - jakżeby inaczej - w Żelazowej Woli.






A teraz, by nie być gołosłownym i bezdźwięcznym, dam konkretne przykłady muzyczne (a chciałoby się przejęzyczyć - 'przekłady' muzyczne).


W filmowym dokumencie Nostalgia: The Music of Wim Statius Muller (reż. Alaric Smeets) Wim Statius Muller wyjaśnia między innymi czym różni się europejski w charakterze walc od walca karaibskiego.






Walce musiały być na wyspach tańczone...
Oto bardzo chopinowska w charakterze jest własna kompozycja Wima Statiusa Mullera Mazurek a-moll:






Trasa pomnikowa

Po Oranjestad spacerowałem dwukrotnie trasą pomnikową. Tak ją sobie nazwałem. W przestrzeń miasta wpisano szereg pomników - niekiedy miałe...