Mój drugi pobyt na Arubie dobiega końca. Pierwszy miał miejsce trzy lata temu w związku z prowadzonymi zajęciami. Tym razem przyjechałem na konferencję.
|
(fot. J. Koch) |
Skończyła się.
Stąd melancholia zdjęć z finiszu ostatniego przyjęcia.
|
(fot. J. Koch) |
Cross-Over/Caran to był sukces pod każdym względem. Organizacyjnym, bo
Eric Mijts i jego zespół współpracowniczek spisali się na medal. Merytorycznym, bo było wiele ciekawych i inspirujących referatów. Nie pamiętam już konferencji, która miałaby tak wspaniałą atmosferę: autentycznych dyskusji i sporów, dobrego wymieszania naukowych debat i spontanicznych reakcji sali, indywidualnych komentarzy, śmiechów,
pytań. Może dlatego, że wiele karaibskich tematów jest traktowanych tutaj jako coś autentycznego i ma się do tego osobisty stosunek? Może dlatego, że rozwiązania formułowane są w swobodnej atmosferze? Nie, zapaszku stęchlizny w typie wybitnie akademickiego i suchego
Problemstellung nie było tutaj.
|
(fot. J. Koch) |
Dopasowana była też oprawa, bo w konferencję wpisano imprezy towarzyszące, np. wystąpienie pisarza,
Sjoerda Kuypera, czy zażartą publiczną
debatę na temat medium instrukcji w arubańskich szkołach.
|
(fot. J. Koch) |
Ostatnie dni były także udane pod względem towarzyskim, bo klimat sprzyjał rozmowom i żartom. Z nieznanej strony ukazał mi się nowy sekretarz generalny Niderlandzkiej Unii Językowej. Zresztą nie tylko w indywidualnej rozmowie, ale także sytuacjach "po godzinach". Na znakomitą większość Holendrów Antyle działają rozluźniająco.
|
kwiat jednej nocy? (fot. J. Koch) |
Mam nadzieję, że kolejną edycję uda się zorganizować w Paramaribo. A więc pozostaniemy w regionie i problematyce "Indii Zachodnich" 😎 . Na tę okoliczność kupiłem w sobotę w tutejszej księgarni książeczkę:
Suriname: Buitenkansjes ('Surinam: Wyjątkowe okazje').
Drogą kupna-sprzedaży nabyłem też bardzo dokładną mapę Aruby w skali 1 : 28 000.
Ostatniego dnia. Niestety. Wcześniej miałem do dyspozycji turystyczne mapki przeglądowe. Nic wielkiego, bardzo ogólne i pozbawione szczegółów. Ale w samochodzie używałem także
maps.me - świetnej aplikacji pracującej w offline. Oranjestad jest gorsze od Wrocławia - jeszcze więcej uliczek jednokierunkowych, zatłoczonych, zakorkowanych. A czasem tylko dlatego, że okres przedświąteczny już wyraźnie widać i słychać! O przyjeździe
Św. Mikołaja już pisałem, a wczoraj utknąłem w korku z powodu jakiejś parady, której znaczenia chyba nie zrozumiałem.
Ale teraz, nie, na przyszłość będę mieć wspomożenie kartograficzne. Zostało na wyspie jeszcze sporo rzeczy do zbadania, powtórnego obejrzenia. A więc kolejna arubańska wyprawa, być może już tylko krajoznawcza, zostanie lepiej przygotowana i obmapowana!
|
(fot. J. Koch) |
Stąd, gdzie ludzie mają tyle kolorów skóry, trudno będzie wracać do kraju, gdzie inność zewnętrzna zaczęła wywoływać agresję. Ale poczytałem wczoraj trochę wiadomości z Polski. I zatęskniłem za polskimi bałwanami...
|
(fot. J. Koch) |
Tym bardziej, że zobaczyłem tutaj samochód z choinką na dachu. Skąd facet wziął choinkę?! Musiałem zawrócić i spenetrować ulicę o nazwie Vondellaan (od holenderskiego pisarza okresu Złotego Wieku!). I znalazłem! Klimatyzowany namiot, a w nim sprzedaż choinek. Importowanych rzecz jasna.
|
(fot. J. Koch) |
|
(fot. J. Koch) |
Na koniec, choć
de facto zamykam projekt "Aruba" - sezon 2. mogę tylko to powiedzieć:
to be continued...
Ale blog będzie uzupełniany kolejnymi relacjami z Aruby.
|
(fot. J. Koch) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz