niedziela, 26 listopada 2017

...to be continued...

Mój drugi pobyt na Arubie dobiega końca. Pierwszy miał miejsce trzy lata temu w związku z prowadzonymi zajęciami. Tym razem przyjechałem na konferencję.

(fot. J. Koch)
Skończyła się.
Stąd melancholia zdjęć z finiszu ostatniego przyjęcia.

(fot. J. Koch)
Cross-Over/Caran to był sukces pod każdym względem. Organizacyjnym, bo Eric Mijts i jego zespół współpracowniczek spisali się na medal. Merytorycznym, bo było wiele ciekawych i inspirujących referatów. Nie pamiętam już konferencji, która miałaby tak wspaniałą atmosferę: autentycznych dyskusji i sporów, dobrego wymieszania naukowych debat i spontanicznych reakcji sali,  indywidualnych komentarzy, śmiechów, pytań. Może dlatego, że wiele karaibskich tematów jest traktowanych tutaj jako coś autentycznego i ma się do tego osobisty stosunek? Może dlatego, że rozwiązania formułowane są w swobodnej atmosferze? Nie, zapaszku stęchlizny w typie wybitnie akademickiego i suchego Problemstellung nie było tutaj.

(fot. J. Koch)
Dopasowana była też oprawa, bo w konferencję wpisano  imprezy towarzyszące, np. wystąpienie pisarza, Sjoerda Kuypera, czy zażartą publiczną debatę na temat medium instrukcji w arubańskich szkołach.

(fot. J. Koch)
Ostatnie dni były także udane pod względem towarzyskim, bo klimat sprzyjał rozmowom i żartom. Z nieznanej strony ukazał mi się nowy sekretarz generalny Niderlandzkiej Unii Językowej. Zresztą nie tylko w indywidualnej rozmowie, ale także sytuacjach "po godzinach". Na znakomitą większość Holendrów Antyle działają rozluźniająco.





kwiat jednej nocy? (fot. J. Koch)



Mam nadzieję, że kolejną edycję uda się zorganizować w Paramaribo. A więc pozostaniemy w regionie i problematyce "Indii Zachodnich" 😎 . Na tę okoliczność kupiłem w sobotę w tutejszej księgarni książeczkę: Suriname: Buitenkansjes ('Surinam: Wyjątkowe okazje').

Drogą kupna-sprzedaży nabyłem też bardzo dokładną mapę Aruby w skali 1 : 28 000.
Ostatniego dnia. Niestety. Wcześniej miałem do dyspozycji turystyczne mapki przeglądowe. Nic wielkiego, bardzo ogólne i pozbawione szczegółów. Ale w samochodzie używałem także maps.me - świetnej aplikacji pracującej w offline. Oranjestad jest gorsze od Wrocławia - jeszcze więcej uliczek jednokierunkowych, zatłoczonych, zakorkowanych. A czasem tylko dlatego, że okres przedświąteczny już wyraźnie widać i słychać! O przyjeździe Św. Mikołaja już pisałem, a wczoraj utknąłem w korku z powodu jakiejś parady, której znaczenia chyba nie zrozumiałem.






Ale teraz, nie, na przyszłość będę mieć wspomożenie kartograficzne. Zostało na wyspie jeszcze sporo rzeczy do zbadania, powtórnego obejrzenia. A więc kolejna arubańska wyprawa, być może już tylko krajoznawcza, zostanie lepiej przygotowana i obmapowana!

(fot. J. Koch)
Stąd, gdzie ludzie mają tyle kolorów skóry, trudno będzie wracać do kraju, gdzie inność zewnętrzna zaczęła wywoływać agresję. Ale poczytałem wczoraj trochę wiadomości z Polski. I zatęskniłem za polskimi bałwanami...

(fot. J. Koch)
Tym bardziej, że zobaczyłem tutaj samochód z choinką na dachu. Skąd facet wziął choinkę?! Musiałem zawrócić i spenetrować ulicę o nazwie Vondellaan (od holenderskiego pisarza okresu Złotego Wieku!). I znalazłem! Klimatyzowany namiot, a w nim sprzedaż choinek. Importowanych rzecz jasna.

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)
Na koniec, choć de facto zamykam projekt "Aruba" - sezon 2.  mogę tylko to powiedzieć: to be continued...

Ale blog będzie uzupełniany kolejnymi relacjami z Aruby.

(fot. J. Koch)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trasa pomnikowa

Po Oranjestad spacerowałem dwukrotnie trasą pomnikową. Tak ją sobie nazwałem. W przestrzeń miasta wpisano szereg pomników - niekiedy miałe...