"Obudziły
mnie krzyki papug".
Tak
mogłoby brzmieć pierwsze zdanie, od którego zacznie się nowy dzień. No bo,
jeśli już nie Piętaszek, to chociaż papugi, skoro karaibska jest ta wyspa.
Nic
z tego. Obudził mnie wewnętrzny biologiczny zegar, dodajmy od razu europejski i eurocentryczny jako cholera!
Ale muszę przyznać, że potem, kiedy pisałem maile i szlifowałem prezentacje na
wykłady, rozległy się z zarośli na tyłach mojego domku krzyki nieznanych
ptaków. Zakładam, że to mogły być papugi. Wrażenie obcości i egzotyki zostało
tego mojego pierwszego poranka na wyspie wzmocnione pianiem koguta, poprzedzającym odgłosy ptaków o dobre pół godziny.
W
porządku symbolicznym: na Curaçao temu, co rozpoznawalne, towarzyszy to, co
trudno jest umieścić wśród znanych i swojskich rzeczy. Tak jest na przykład w murach Riffortu (fortu rafowego), do którego budowy użyto nie tylko kamieni, ale także fragmentów raf wydobytych z tutejszego morza oraz cegły przewiezione zza morza jako balast na holenderskich statkach. Tak sobie zgodnie trwają już setki lat.
Jakaś kontekstualizacja w nieznanej sytuacji ma oczywiście zawsze miejsce, więc wyposażony w oczekiwania rodzimej kultury, własne pragnienia i indywidualne lektury (z młodości) założyłem tego ranka, że to były papugi.
Jakaś kontekstualizacja w nieznanej sytuacji ma oczywiście zawsze miejsce, więc wyposażony w oczekiwania rodzimej kultury, własne pragnienia i indywidualne lektury (z młodości) założyłem tego ranka, że to były papugi.
Aż tu nagle od strony tarasu na tyłach domu - jaszczury, legwany!
Przez moment spodobała mi się krata, bo choć zwierzęta roślinożerne, widok mają mięsożerny, szczególnie z bliska.
(Ty, ej no, oddawaj klamerkę do bielizny!) |
Rano wygrzewają się na słońcu. Aby złapać już pierwsze promienie, wdrapują się na zarośla, tworząc na szczycie zgrany jaszczurczy kolektyw.
Na drogach widać od czasu do czasu porozjeżdżane te legwany, tak jak u nas jeże.
Tego ranka coś w krzewach
jeszcze kląskało, wydając dźwięki podobne do plusku. Chciałoby się napisać: "kiedy
siedziałem w wiklinowym fotelu na werandzie"…, ale fotel z plastykowej wikliny, a miejsce też mało romantyczne, bo w części kuchennej salonu. Tam tylko mam dostęp do gniazdka z
adapterem umożliwiającym doładowanie komputera na 220 V. Tutaj jest 110-130 V, co nie
stanowi większego problemu dla większości zglobalizowanych już produktów, ale
gniazdka mają zupełnie inne wejście. Tym
samym dostęp do elektryczności może być dla Europejczyka utrudniony.
W końcu, jak już się rozjaśniło, a słonko "dnia oko pięknego" wzeszło wyżej, przeniosłem się na taras przed domem. Ile wytrzyma bateria, tyle będę tutaj pracować.
Wim
dał mi wczoraj mapę Curaçao. Dopiero dziś rano ją obejrzałem.
Ma historyczny charakter.
Świadczy o tym nie tyle stan zużycia, ile kolory, liternictwo i sposób ukazania
dróg. Podany pod legendą rok 1973 chyba nie jest zgodny z prawdą. I to nie
tylko ze względu na to, że mapy – podobnie jak słowniki – przedstawiają
rzeczywistość zawsze z pewnym, niekiedy znacznym opóźnieniem. Ale dlatego, że miałem niepohamowane
wrażenie, że oglądając ją przemieszczam się jeszcze dalej, głębiej w czasie.
Imaginacja? Pewnie tak. Ale przyjemna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz