sobota, 10 maja 2014

Wykłady na Bonaire - wyspie flamingów

Bonaire to trzecia wyspa - wulkaniczna wypustka na Morzu Karaibskim - na której ląduję. Port lotniczy jest pomalowany na różowo. Ale to nie z dendżerowych powodów dżenderowych, lecz ze względu na żyjące na południu wyspy flamingi.

(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)
Później zrobię takie zdjęcia flamingom...

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
Różowe elementy częstą są powtarzane w architekturze.

Na wyspie flamingów, na Bonaire, mam cztery wykłady. Trudne tematy przypadły akurat na tych studentów. Znają mnie już z transmisji (na żywo) moich zajęć z Aruby. Ale technika, choć daje duże możliwości, nie zachwyca jakością, a taki bezpośredni kontakt to jednak coś zupełnie innego. Dla nich i dla mnie też.

Na początku nieporozumienie. Przychodzi Holenderka, przedstawia się, jest przyjaciółką jednej z kursantek, chciałaby posłuchać. Jasne, że pozwalam. Po chwili podchodzi do mnie, myślała, że będzie o niderlandzkiej literaturze na temat Indii Holenderskich, Indonezji, i o Multatulim, którego bardzo lubi. Mówię, że niestety to już było, akurat w środę. Przeprasza, wychodzi. Zaczynam z moją grupą, w ścisłym gronie, osiem osób, kameralnie.

Zajęcia odbywają się w Lourdes Shopping Mall. Tak od bocznej ulicy wygląda ten składający się z zespołu trzech budynków przybytek. (Robiąc poniższe zdjęcie przeklinałem samochody, wciskają się wszędzie, zasłaniają widok, krążą niczym uprzykrzające się insekty... sam też za dzień wypożyczę wprawdzie auto, ale po to, by zwiedzać wyspę; nie będę jeździł, jak miejscowi wieczorami - dyskoteką na czterech kółkach po Kaya Grandi, ani tym bardziej na skuterze - młodzi chłopcy przed restauracjami dodają gazu, silniki niczym brzęczące insekty, motorynki stają dęba na tylnych kołach; na całym świecie tak samo; holenderscy turyści jeżdżą tylko w dzień.)
Ale oto i Lourdes Shopping Mall:


(fot. J. Koch)  

Pochodzę z dalekiego kraju, gdzie tego typu przybytki jak 'shopping malle' my Słowianie ;-) nazywamy 'galeriami'. Postanawiam jednak nie obarczać nikogo tutaj taką wiedzą, bo w niewielkim Lourdes Shopping Mall, położonym w niewielkiej stolicy Kralendijk na niewielkiej wyspie Bonaire, mieszczą się też biura instytucji oświatowych. Jakaś inna kultura? Są tu dwie instytucje: Onderwijs Instituut Caribisch Nederland 



oraz lokalne biuro kontaktowe Uniwersytetu Curaçao (UvC), tutaj jeszcze funkcjonujące pod nazwą Uniwersytet Antyli Holenderskich (UNA), bo zmiana nastąpiła niedawno, w listopadzie 2013 roku. 




Jestem pod dużym wrażeniem: koniec tygodnia, każdy z nich po pracy, na ogół w szkole, są zmęczeni, ale przychodzą. Nie mają czasu nawet zjeść, więc pozwalam przegryzać; taka sytuacja, taki zwyczaj. Kiedy czuję, że gorzej kojarzą, zwracam na coś szczególną uwagę, pytam ich, rzucam belferską anegdotę w typie 'ze skarbnicy profesorskiego rękawa', robię w końcu przerwę na pytania studentów z Aruby i Curaçao. Przerwa rzeczywista, choćby dziesięć minut, jest jednak po godzinie nieunikniona.

Pytają o zadania, które mają zrobić na koniec kursu. Jedno polega na napisaniu tekstu o swoim ojcu (u naszych poznańskich studentów otrzymałem dwa lata temu doskonałe teksty na podobny temat). Sugerowałem w opisie zajęć, by był to wiersz. Czy musi być wiersz? Jak długi? A inny tekst? Okazuje się, że pierwszy tekst - właśnie wiersz - już został wysłany na mojego maila przez jedną ze studentek (pierwsza z lewej na zdjęciu), choć termin jest 30 czerwca... Dopiero w trakcie zajęć na temat polemik literackich, np. między ojcem J.A. Alberdingkiem Thijmem a jego synem L. van Dysselem albo przedwojennej dyskusji w Holandii "vorm of vent" (forma czy facet), staje się dla nich jasne, skąd takie zadanie. Jak mówił M. Nijhoff wiersz nie składa się z emocji tylko ze słów. Drugie zadanie ma polegać na  napisaniu eseju porównującego dwie książki (Toni Morrison Home oraz Coli Debrota Mijn zuster de negerin, albo pracy zespołowej (2-3 osoby) nad prezentacją kolonialnej powieści. Wyłuszczam szczegóły.

W trakcie jednego wykładu dostaję pytanie, które mnie bardzo mile zaskakuje. Słuchaczka (na zdjęciu pierwsza z prawej) trafnie diagnozuje paradoks pewnej debaty. Nie pamiętam, aby polscy studenci pytali mnie o to. A może to kwestia wieku, bo ci tutaj, w każdym razie niektórzy, są znacznie starsi, dojrzalsi, mają swoje doświadczenie zawodowe i życiowe. Może dlatego?

Na koniec cyklu, już po czasie, niezobowiązująca rozmowa o tym i o owym. Nie rozchodzą się, bo mają jeszcze swoje zebranie. W końcu fotka pamiątkowa. Robi ją nam Lydia Duijn, która przez wszystkie cztery godziny wykładów była na posterunku obsługując sprzęt, przerzucając slajdy moich prezentacji, pilnując technicznego połączenia z Arubą i Curaçao.


(fot. L. Duijn)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trasa pomnikowa

Po Oranjestad spacerowałem dwukrotnie trasą pomnikową. Tak ją sobie nazwałem. W przestrzeń miasta wpisano szereg pomników - niekiedy miałe...