Po kilkudniowym okresie aklimatyzacji i po zabiciu potwora o wdzięcznym, choć obcym imieniu Jetlag (oswajanego swojskim opisem zespół nagłej zmiany strefy czasowej), zacząłem moje zajęcia. Szczerze mówiąc nie mogłem się już doczekać i czułem się trochę jak na początku roku akademickiego, kiedy człowiek się już stęskni za dydaktyką.
Budynki kolegium, gdzie w tych dniach będę mieć wykłady, położone są na południu wyspy w miejscowości San Nicolas.
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
(fot. W. Rutgers) |
Przyjechałem godzinę wcześniej, aby się rozejrzeć. Rodney Haakmat przygotowywał już sprzęt na telekonferencję ze studentami z innych wysp (Bonaire i Curacao). Niezwykle sprawny, komunikatywny i życzliwy technik.
No i zaczęło się...
(fot. W. Rutgers) |
(fot. W. Rutgers) |
Studenci w różnym wieku, bo są i młodzi ludzie, i pracujący nauczyciele, którzy uzupełniają wykształcenie i ze swoich szkół zaraz po zajęciach przyszli na wykład. Słuchacze są różnego pochodzenia etnicznego, narodowościowego, jak to na Arubie (szacunki mówią o 90 narodowościach z ponad 130 krajów). W mojej grupie są też rodowici Holendrzy. W sumie ponad 30 osób. Zainteresowani i reagujący. Wykład wstępny o literaturze, możliwych podejściach do zjawisk artystycznych, pozycjonujący także moje przeszłe wykłady. Były komentarze i pytania. Chyba udało mi się nie tylko nawiązać kontakt, ale też sprowokować ich do pewnych refleksji. Zobaczymy jak pójdzie dalej. Początek w każdym razie obiecujący.
(fot. W. Rutgers) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz