poniedziałek, 9 lutego 2015

Tula

Przygotowując się do kolejnej podróży obejrzałem film pt. Tula. The Revolt. Wreszcie znalazłem go w sieci. I znalazłem czas, by go obejrzeć. Film opowiada o powstaniu niewolników na Curaçao. Tytułowy Tula jest na wyspie bohaterem po dziś dzień. Film nakręcono w 2013 roku, ale jeszcze teraz widać w Willemstad plakaty reklamowe.

(fot. J. Koch)
Nie jestem w stanie powiedzieć, czy i w jakim stopniu film jest historyczny. Może, jak zwykle w takich przypadkach, jest w znacznym stopniu projekcją dzisiejszych wyobrażeń o minionym czasie. Może - podobnie jak okazuje się w imagologicznych badaniach (właśnie kończę recenzję takie pracy) - więcej mówi o tych, którzy (dziś) tworzą wyobrażenie niż o tych (z przeszłości), o których to wyobrażenie de facto jest.

Takie filmy bywają w kulturze narodowej jak pomniki. Także w tym znaczeniu, że wartość symboliczna może przewyższać historyczną. A wizerunki i koncepcje estetyczne są zależne od czasu i miejsca. Jak w przypadku pomnika Tuli w portowej części stołecznego Willemstad.

(fot. J. Koch)
Niewolnictwo towarzyszy kulturom ludzkim pod różnymi szerokościami geograficznymi; różne jego formy. To, co jest im wspólne, to w pierwszym rzędzie nie brak wolności w różnych przejawach, np. swobodnego poruszania się, osiedlania, tak jak w przypadku chłopa pańszczyźnianego, bo to też było niewolnictwo. Notabene, polskich niewolników pańszczyźnianych, uwolniono dopiero w 1863 roku - dokładnie w tym samym roku, w którym zniesiono niewolnictwo w ówczesnych holenderskich koloniach w tzw. Indiach Zachodnich (Surinamie i Antylach).

(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)
Cóż jest więc istotą niewolnictwa? Wydaje się, że reifikacja człowieka, jego urzeczowienie, sprowadzenie do materialności. Kwestia braku swobody przemieszczania się to tylko pochodna tej immanentnej cechy niewolnictwa - sprowadzenia człowieka do rzeczy, jego uprzedmiotowienia.

(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
To, co mnie osobiście uderzyło w tym filmie, to przede wszystkim rozpoznawalne miejsca. Na wielu ujęciach widać rezydencjalne domy właścicieli plantacji. Miałem już okazję je zwiedzać. Na przykład miejsce, gdzie bunt się rozpoczął, majątek Knip (Kenepa). Przy wjeździe widać zresztą tam cytat z fragmentu pomnika Tuli w Willemstad: zaciśniętą pięść z zerwanymi kajdanami.

(fot. J. Koch)
Tego typu pomniki zauważyłem jeszcze w kilku innych miejscach na wyspie.

(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
Można dyskutować nad estetyką upamiętniania. Debatować nad stereotypizacją - zaciśnięta pięść, a w przypadku zasadniczego monumentu (vide zdjęcia poniżej) także nagie umięśnione ciała, kajdany itp. Ten sposób obchodzenia się z przeszłością warto na pewno poddawać analizie, np. film o powstaniu samego pomnika Tuli. Mniej czy bardziej udane polityki historyczne (celowo używam liczby mnogiej), mniej lub bardziej udane monumenty, nie zmienią historycznego faktu: zorganizowanych działań ludobójczych.

Od kilku lat Muzeum Tuli znajduje się w zabudowaniach majątku Knip (Kenepa to wersja w pidżynie niewolników, którzy nie potrafili wymówić zbitki kn; 'knip' po niderlandzku to zarówno 'prztyczek', jak 'rygiel', 'zasuwa', a w znaczeniu przenośnym 'sakiewka', jeszcze inne znaczenie to pułapka na ptaki, może jednak podnosić się do 'mrugnięcia okiem' - jednym słowem duże polo do popisów interpretacyjnych, jeśli chodzi o majątek w północnej części wyspy). Pamiętam, że w ubiegłym roku oprowadzała mnie po nim bardzo zaangażowana i świetnie przygotowana przewodniczka.

(fot. J. Koch)
Na schodach prowadzących na taras domu rozgrywa się jedna z ważniejszych scen filmu.

(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
Drugie spostrzeżenie z filmu Tula to dziwne wrażenie izolacji i zamknięcia w odróżnieniu od innych obrazów o podobnej tematyce. Curaçao to przecież wyspa. Czy wzniecając bunt powstańcy mieli tego świadomość? Nie ma, tak jak w Surinamie, możliwości ucieczki z tropikalny las, gdzie zbiegowie zostawali 'leśnymi Murzynami' (bosnegers), marronami (Marrons) wyjętymi spod prawa, ale jednak uwolnionymi spod władzy zarządcy, właściciela, holenderskiej władzy. Nie, na wyspie nie było takich możliwości. Gdzie nie spojrzeć - woda. Ale też to nie bunt był początkowo ich celem. Chcieli zanieść skargę do gubernatora na wyjątkowo okrutne traktowanie przez właściciela majątku, ich właściciela.

(fot. J. Koch)
Wieść o przerwaniu pracy rozeszła się niczym tropikalna burza. W drodze do Willemstad do grupy z Kenepy zaczęli się przyłączać niewolnicy z innych plantacji. W sumie 2000 ludzi.

(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
Lecąc na Antyle, obejrzałem w samolocie inny film o kwestii niewolnictwa, chociaż niemający bezpośrednich związków z Tulą. Nosi tytuł Belle (2013). Warto obejrzeć oba. I porównać. Dzieją się mniej więcej w tym samym czasie, pod koniec XVIII wieku, w Anglii i na Curaçao. Jeśli jest korespondencja między nimi, to przede wszystkim w takim wymiarze, że nie tylko na Antylach, nie tylko na Karaibach konfrontacja z przeszłością, z niewolnictwem, jest wciąż żywa. W jakimś stopniu na całym świecie, bo dotyczy dziś i potomków niewolników, i byłych imperiów. I nie chodzi już tylko o to, że po dziś dzień istnieją banki, powstałe z wypłat ubezpieczeń za frachty niewolników, i że wiele państw zachodnioeuropejskich zawdzięcza swój skok gospodarczy - vide holenderski Złoty Wiek - także intratnemu handlowi ludźmi. W Portugalii i Holandii w latach 1500-1750 handel niewolnikami dawał wielu mieszkańcom zajęcie, bezpośrednio i pośrednio. David i Alexander Barclayowie założyli w 1756 roku Barclay's Bank właśnie z zysków z handlu ludźmi. Londyńska firma ubezpieczeniowa Lloyd's wzbogaciła się dzięki ubezpieczeniom frachtów ludzi. O tym jest film Belle.

Na Antylach, szczególnie na Curaçao, wielkim targu niewolników dla całej Ameryki i porcie przeładunkowym ludzkiego towaru, sprawa niewolnictwa jest poniekąd bardzo żywa. Interesująca jest wystawa w muzeum Kura Hulanda, zresztą prywatnym, założonym przez Holendra Jacoba Gelta Dekkera. Najciekawsza w muzeum jest kolekcja dotycząca transatlantyckiego handlu ludźmi oraz kolekcja afrykańska. Ta ostatnia pokazuje, że niewolnicy pochodzili z bogatych kulturowo regionów Afryki. Na dziedzińcu muzeum jest rzeźba kobiety, ale kiedy przechodzi się dalej widać, że jej głowa to kontur afrykańskiego kontynentu.

(fot. J. Koch)
Tak sobie myślę, że w Polsce konfrontacji z własnymi formami niewolnictwa nie bardzo chcemy. U nas - a jakże - wszyscy ze szlachty. Takie można odnieść wrażenie. Taka jest od pokoleń narracja historyczna. Na naszym podwórku już Stanisław Brzozowski pisał o tym, że historia jest produktem jednej warstwy. Bogatej i wykształconej. Pozwoliła mu to dostrzec jego filozofia pracy. Ale czy dziś przekaz się zmienił? Chyba nie. Nie ma u nas potomków chłopów pańszczyźnianych. Tradycja szlachecka króluje. Pośmiertnie.

(fot. J. Koch)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trasa pomnikowa

Po Oranjestad spacerowałem dwukrotnie trasą pomnikową. Tak ją sobie nazwałem. W przestrzeń miasta wpisano szereg pomników - niekiedy miałe...