Ale kto utrudniał? Tutaj czysta spekulacja, choć mam pewne podejrzenia.
Podobno odpadła wywieszka. Taka, z którą po każdym przylocie do celu każdy z nas walczy, aby ją zerwać i w końcu sięga po nożyczki, scyzoryk, a w akcie desperacji zęby, aby się jej pozbyć z rączki bagażu. Trudny do zdjęcia klejący się przedmiot.
Moja wywieszka odpadła już w podróży. Gdzieś po drodze z Berlina do Amsterdamu KLM-em. Albo już w Amsterdamie. Holenderscy bagażowi mieliby ze złością większą od złości bagażowych z innych krajów rzucać walizkami? Że co, że destynacją były Antyle, które kojarzą się z urlopem? Nowe wcielenie enerdowskich celników przeszukujących w latach 80. mój bagaż, robiących kipisz w walizce? A może to celowe działanie? Chęć zaboru mienia? Strach myśleć o Holandii...
A tak mi się znów spodobała, zachwyciła! Kiedy samolot schodził do lądowania, ujrzałem ją zimową. Długa grobla, odcinająca czarne płaszczyzny wody o różnych kolorach, turbiny wiatrowe w morzu, prostokąty ośnieżonych pól i pobielonych pastwisk. Wszystko poprzecinane rowami i kanałami wypełnionymi atramentowo i po brzegi. Czasem regularne figury geometryczne burzyła grupa drzew z małym stawem lub owalnym jeziorkiem, czasem zabudowania gospodarcze rozbijały harmonię prostych linii, które niczym echo powtarzały proste ulice miasteczek.
Pięknie, pomyślałem. I o wierszu Hendrika Marsmana pomyślałem. I że na Antylach wszystko będzie inne. Też piękne, choć totalnie nieuporządkowane. Począwszy od krnąbrnej linii brzegowej, humorzastych nierównych dróg przez poskręcane od pasatu drzewa aż po czas, także mniej foremny niż w Europie.
(fot. J. Koch) |
(fot. J. Koch) |
Ale w uszach brzmiał mi własny przekład Herinnering aan Holland, który niedawno poprawiałem.
(Hendrik Marsman, 1899-1940) |
H. Marsman
Wspomnienie Holandii
Gdy o Holandii myślę,
widzę rzeki szerokie
jak niziną bezkresną
zdążają niespiesznie,
szpalery topól smukłych
niewyobrażalnie
za widnokrąg
wetkniętych
jakby pióra strojne;
i rozsiane po kraju
chłopskie chaty wśród pól,
zatopione bez reszty
w przestworzu bezkresnym,
kępy drzew i przysiółki,
ogłowione wieże,
kościoły, wiązy, wszystko
w prześwietnym przymierzu.
niebo nisko zawisło,
a słońce pomału
wielobarwnie się dławi
śród siwych oparów,
to tu w każdym zakątku
po katastrof wieku
słucha się wody głosu
ze strachu, z respektu.
tłum. Jerzy Koch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz