piątek, 13 czerwca 2014

Myślenie (twórcze) ma przyszłość (kolosalną), czyli moi polscy studenci


Ubiegły weekend spędziłem w Skorzęcinie w towarzystwie absolwentów poznańskiej niderlandystyki.
Skorzęcin... jakby to powiedzieć, to taka wielkopolska Ibiza, albo potocznie "Skoj".








Niech sobie Skorzęcin będzie lokalną podróbą Ibizy, ale moi studenci, z którymi tam bawiłem (także w znaczeniu 'przebywałem' ;-), to oryginalna i pierwsza pełna grupa, która nie tylko przeszła przez poziom licencjacki filologii niderlandzkiej na UAM jako swój główny kierunek, lecz również dość szeroką ławą poszła na studia magisterskie i je w ubiegłym roku ukończyła. Ta konkretna grupa miała bardzo ciekawą dynamikę. Co tam "miała"!? Ma nadal, bo nadal w pewnym stopniu stanowi dość zwarty zespół.

Jest w tej grupie sporo indywidualności, od cichych, a może jedynie z pozoru wyciszonych, po ekstrawertyczne, od osób cedzących słowa po bardzo wymowne, od śmieszek po natury refleksyjne. Wśród ich koleżanek znalazła się też pani, która wróciła do kraju po długim pobycie za granicą i wieloletniej pracy zawodowej w Holandii. Spełniła wszystkie wymogi i została przyjęta na swoje drugie studia magisterskie. Została także zaakceptowana przez grupę, a to o czymś świadczy! Ona także zaakceptowała w pełni nowe środowisko, choć zapewne początki nie były łatwe, kiedy trzeba było usiąść w ławkach z o wiele młodszymi od siebie ludźmi. Chapeau bas!

wiatrak pod Skorzęcinem

To fenomen, że cała grupa dość dobrze dogadywała się ze sobą w czasie studiów. A jeszcze większy, że spotykają się w dalszym ciągu, choć ani czas (studia), ani przestrzeń (Collegium Novum) ich już nie łączy jak w poprzednich pięciu latach. Rozpierzchli się po całym kraju. Pracują w różnych częściach Polski, ale większość ma do czynienia z językiem niderlandzkim. To dobrze. Dobrze dla nich. Ale dobrze też dla nas, bo dowodzi, że na filologii niderlandzkiej nie produkujemy bezrobotnych, ale kształcimy ludzi, którzy znajdują pracę na rynku.

Moją idée fixe jest, że my na kierunkach tzw. humanistycznych, a szczególnie na neofilologiach, nauczamy głównie myślenia - tak, twórczego myślenia! I to w najszerszym tego słowa znaczeniu. Wiedza, kompetencje, sprawności - to wszystko jest ważne, ale jest celem samym w sobie i zarazem środkiem do celu. Tak jak przyswojenie sobie obcego języka jest z jednej strony celem, z drugiej jedynie środkiem do innych celów (sprawności i wiadomości). Całe to budowanie zawodowego instrumentarium, całe to studiowanie jest funta kłaków nie warte, jeśli brakuje spoiwa w postaci myślącego człowieka. Myślenie ma nadal przyszłość! A twórcze - kolosalną! Tak powiada mój ojciec i chętnie przejmuję od niego tę frazę. A więc skoro nauczanie myślenia jest najważniejsze, to także wytwarzanie - poprzez różne przedmioty i treści programowe - zdolności adaptacyjnych, otwartości i łatwości przystosowania do zmiennych warunków. Ci młodzi ludzie, moi studenci, posiedli tę umiejętność. Jeśli choć trochę się do tego przyczyniłem z koleżankami i kolegami z Zakładu Studiów Niderlandzkich i Południowoafrykańskich na Wydziale Anglistyki UAM, to jest to powód do satysfakcji. I jestem szczęśliwy, że mnie zaprosili na swój zjazd i chcą się spotykać z byłym wykładowcą.

Na miejscu rozmowy, spacer, wspólne plażowanie i biesiadowanie, a także gaszenie pragnienia, bo dni były upalne.

Na koniec kilka impresji zdjęciowych ze Skorzęcina oraz z lunchu (biznesowego ;-)


 
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trasa pomnikowa

Po Oranjestad spacerowałem dwukrotnie trasą pomnikową. Tak ją sobie nazwałem. W przestrzeń miasta wpisano szereg pomników - niekiedy miałe...