Najpierw odczułem zaskoczenie: tego akurat - w tym konkretnym skutym lodem momencie zimy - najmniej się spodziewałem. Potem było niedowierzanie, które muszę od razu wyjaśnić.
Karaiby, Antyle wraz z Surinamem to była moja pierwsza egzotyczna miłość i przy tym od razu akademicka. Piszę 'akademicka', bo jeszcze nie do końca naukowa. Pracowałem wówczas, w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, nad doktoratem o polskiej recepcji holenderskiego antykolonialnego pisarza o pseudonimie Multatuli (Eduard Douwes Dekker, 1820-1887). Ale równolegle zacząłem się interesować innymi obszarami dawnego imperium kolonialnego Holandii, a nie tylko Indonezją (Indiami Holenderskimi), gdzie mieszkał i o których pisał Multatuli. Dzięki profesorowi Jaapowi Oversteegenowi zainteresowałem się Antylami, a kiedy w 1988 roku poznałem Michiela van Kempena, zacząłem także zbierać książki z literatury surinamsko-niderlandzkiej.
Jednak tak się złożyło, że zaraz po obronie doktoratu w Lowanium w grudniu 1991 roku, wyjechałem na konferencję do RPA i... oto zaczęła się moja już ponad dwudziestoletnia przygoda z Afryką Południową i językiem afrikaans. Jeśli pominę flirt z Kongiem i flamandzką literaturą na temat tej kolonii, mój związek z Afryką Południową jest związkiem niemal monogamicznym!
(Droga w Północnej Prowincji Przylądkowej, RPA, fot. Jerzy Koch) |
Więc kiedy teraz, w środku zimy, a także z psychicznego oddalenia od wszystkiego, co kojarzy się z tropikami, otrzymałem to zaproszenie z Antyli, zareagowałem zaskoczeniem przemieszanym z niedowierzaniem.
(Aha, zgodziłem się!)