wtorek, 28 listopada 2017

Anty- to i anty- tamto i ani to i ani tamto

Jetlag znów.
Ale jakby mniej dokuczliwy.
Lepiej było zajmować się tylko Afryką Południową; mimo podobnej odległości, zostaje się przynajmniej w tej samej strefie czasowej. Obejrzysz kilka filmów, trochę podrzemiesz jak zając pod miedzą, bo co to za spanie w samolocie, zjesz dwa posiłki jakie (wliczone w cenę biletu) "zafunduje" ci Lufthansa, KLM, a dawniej jeszcze Sabena albo Luxavia, i już jesteś w Kapsztadzie czy innym Johannesburgu.

(fot. J. Koch)
Pewnie, że patrząc pod tym kątem lepiej było zajmować się tylko Afryką Południową, ale na horyzoncie pojawiła się inna część świata, równie ciekawa ze względów naukowych czy powiedzmy egzystencjalnych. Antyle, Karaiby to inny świat. Można tak powiedzieć. Choć ja powiem, że mimo różnic, w istocie ten sam. Taki jest ten świat. Dokładnie taki jak w rejonach styku i nakładania się na siebie kultur, języków, ras. Taki jest i innego nie będziemy mieli.

(fot. J. Koch)
Na czym miałoby polegać to uzupełnienie RPA i Antyli? Na przykład na tym, że to historycznie rzecz ujmując obrzeża niegdysiejszego holenderskiego panowania. Jak ktoś mi kiedyś powiedział ze szczerą zazdrością w głosie: ty to wybrałeś sobie taki mały język, a jeździsz po całym świecie.
Po pierwsze, nie po całym jeszcze, bo Holendrzy mieli, ale oddali i Nowy Jork (podówczas Nowy Amsterdam), i Brazylię, i Sri Lankę (wtedy Cejlon), i... i... i...

(fot. J. Koch)

Po drugie, nie jeżdżę tylko latam - vide refleksje nad różnicą czasu i zadumanie nad psychofizycznymi reakcjami własnego organizmu na zespół nagłej zmiany strefy czasowej.

Moi tegoroczni studenci z Aruby (fot. J. Koch)
Po trzecie, taką mam pracę - i choć brzmi to prowokacyjnie, bo mogłem byłem się zająć flamandzką czy holenderską dialektologią, albo księgozbiorem niderlandzkim w zbiorach wrocławskiej biblioteki uniwersyteckiej - coś mnie widać ciągnęło do innych wyzwań. Napisałem wyżej, że egzystencjalnych. Tak mogę je określić, bo przecież nie tylko naukowych.

(fot. J. Koch)
Więc teraz, po przylocie, po pierwszej dość dobrze przespanej nocy, kiedy na nowo poskręcały mi się we śnie wszystkie członki, myśli i emocje, zaczynam wstawać w nocy.
Budzę się.
I myślę o Polsce i Antylach, Polsce i Karaibach, Polsce i Afryce Południowej...
Myśl trzeźwa, świeżutka.
I już wiem, że z dalszego snu nie będzie nic.
Nici.
Kłębek się potoczył i rozwiązał.
Wstaję.
Coś trzeba robić.
Po drodze do pracowni na strychu sprawdzam czy pranie wyschło.
Wyschło, więc włączam żelazko i prasuję.
Prasuję i słucham wykładów o muzyce niderlandzkiej, tak jak niegdyś prasowałem rzeczy dzieci i słuchałem afrikaans, ucząc się tego języka (potem na pytanie "jak nauczyłeś się afrikaans" odpowiadałem "prasując", zgodnie z prawdą i wieloletnią praktyką prasowalniczą). Teraz przygotowuję się do zajęć z kulturowej historii Niderlandów. Słucham wykładów Klinkende geschiedenis.
Wzorzysta koszula, którą kupiłem w południowoafrykańskim sklepie Truworths i bardzo lubię. Także występować w niej...

(fot. Y. T'Sjoen)
Potem koszulka z napisem University of Aruba. Najpierw rękawy, dalej przód i tył, uważając na napis. Składam w kosteczkę jakbym lata pracował za ladą jakiegoś butiku... Leo Samama dalej opowiada. Opowieść ilustruje przykładami muzycznymi.

(fot. J. Koch)
Mówi o wczesnorenesansowej muzyce, wielogłosowości, polifonii, mówi o instrumentach, które na styku dzisiejszej Francji i Hiszpanii od muzyków muzułmańskich przejmowali muzycy chrześcijańscy, o wzajemnych wpływach, zapożyczeniach. Dobrze, myślę. Będzie świetny punkt zaczepienia, nawiązanie. Pierwsze październikowe tygodnie zajęć poświęciłem Orientowi i Okcydentowi, przejmowaniu przez Europę filozofii greckiej dzięki szkole tłumaczy w Bagdadzie czy Toledo, motywom orientalnym w średniowiecznych tekstach niderlandzkich, holenderskiemu badaczowi islamu na Bliskim Wschodzie i w Indonezji Christiaanowi Snouckowi Hurgronje itp.
I nagle takie skojarzenie z Polską, kiedy pochylam się nad kolejną kolorową koszulką. Jak biały jest ten kraj cały, jak daleki od świata, jak zaściankowy, jak upępkowiony w swoich własnych fobiach, anty- to i anty- tamto i ani to i ani tamto. Wziąłbym jednego z tych pacanów ulicznych lub (p)osłów parlamentarnych i wrzucił na kilka dni do kolorowego Kapsztadu, gdzie chóry muzułmańskie śpiewają jeszcze piosenki z folkloru holenderskiego, albo zostawił ich na tydzień w Oranjestad i Willemstad (co za nazwy!), aby popatrzyli na antylski mikrokosmos świata, posłuchali papiamento z jego portugalskimi i niderlandzkimi wpływami i pomyśleli np. o niemieckich zapożyczeniach w polszczyźnie (od 'dachu' i 'budować' przez 'prysznic' i 'pancerz' do 'ratusza' i 'kibla'). Może właśnie tam w tyglu kultur ujrzeliby bezsens swoich perwersyjnych obsesji?

Więc już widzicie, że zdjęcia do tego wpisu podobierałem tendencyjnie. (Pochodzą z konferencji w Oranjestad i wystawy murali w San Nikolaas, o których jeszcze napiszę, oraz ze święta Seu, dożynek w Barber na Curacao, to zaległy majowy temat.)
Świat jest już Karaibami.
Czy ktoś wie o tym czy nie.
Czy chce czy nie.
Wymieszany.
Kolorowy.
Ludzie uczynili sobie tę ziemię poddaną...

(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)


niedziela, 26 listopada 2017

...to be continued...

Mój drugi pobyt na Arubie dobiega końca. Pierwszy miał miejsce trzy lata temu w związku z prowadzonymi zajęciami. Tym razem przyjechałem na konferencję.

(fot. J. Koch)
Skończyła się.
Stąd melancholia zdjęć z finiszu ostatniego przyjęcia.

(fot. J. Koch)
Cross-Over/Caran to był sukces pod każdym względem. Organizacyjnym, bo Eric Mijts i jego zespół współpracowniczek spisali się na medal. Merytorycznym, bo było wiele ciekawych i inspirujących referatów. Nie pamiętam już konferencji, która miałaby tak wspaniałą atmosferę: autentycznych dyskusji i sporów, dobrego wymieszania naukowych debat i spontanicznych reakcji sali,  indywidualnych komentarzy, śmiechów, pytań. Może dlatego, że wiele karaibskich tematów jest traktowanych tutaj jako coś autentycznego i ma się do tego osobisty stosunek? Może dlatego, że rozwiązania formułowane są w swobodnej atmosferze? Nie, zapaszku stęchlizny w typie wybitnie akademickiego i suchego Problemstellung nie było tutaj.

(fot. J. Koch)
Dopasowana była też oprawa, bo w konferencję wpisano  imprezy towarzyszące, np. wystąpienie pisarza, Sjoerda Kuypera, czy zażartą publiczną debatę na temat medium instrukcji w arubańskich szkołach.

(fot. J. Koch)
Ostatnie dni były także udane pod względem towarzyskim, bo klimat sprzyjał rozmowom i żartom. Z nieznanej strony ukazał mi się nowy sekretarz generalny Niderlandzkiej Unii Językowej. Zresztą nie tylko w indywidualnej rozmowie, ale także sytuacjach "po godzinach". Na znakomitą większość Holendrów Antyle działają rozluźniająco.





kwiat jednej nocy? (fot. J. Koch)



Mam nadzieję, że kolejną edycję uda się zorganizować w Paramaribo. A więc pozostaniemy w regionie i problematyce "Indii Zachodnich" 😎 . Na tę okoliczność kupiłem w sobotę w tutejszej księgarni książeczkę: Suriname: Buitenkansjes ('Surinam: Wyjątkowe okazje').

Drogą kupna-sprzedaży nabyłem też bardzo dokładną mapę Aruby w skali 1 : 28 000.
Ostatniego dnia. Niestety. Wcześniej miałem do dyspozycji turystyczne mapki przeglądowe. Nic wielkiego, bardzo ogólne i pozbawione szczegółów. Ale w samochodzie używałem także maps.me - świetnej aplikacji pracującej w offline. Oranjestad jest gorsze od Wrocławia - jeszcze więcej uliczek jednokierunkowych, zatłoczonych, zakorkowanych. A czasem tylko dlatego, że okres przedświąteczny już wyraźnie widać i słychać! O przyjeździe Św. Mikołaja już pisałem, a wczoraj utknąłem w korku z powodu jakiejś parady, której znaczenia chyba nie zrozumiałem.






Ale teraz, nie, na przyszłość będę mieć wspomożenie kartograficzne. Zostało na wyspie jeszcze sporo rzeczy do zbadania, powtórnego obejrzenia. A więc kolejna arubańska wyprawa, być może już tylko krajoznawcza, zostanie lepiej przygotowana i obmapowana!

(fot. J. Koch)
Stąd, gdzie ludzie mają tyle kolorów skóry, trudno będzie wracać do kraju, gdzie inność zewnętrzna zaczęła wywoływać agresję. Ale poczytałem wczoraj trochę wiadomości z Polski. I zatęskniłem za polskimi bałwanami...

(fot. J. Koch)
Tym bardziej, że zobaczyłem tutaj samochód z choinką na dachu. Skąd facet wziął choinkę?! Musiałem zawrócić i spenetrować ulicę o nazwie Vondellaan (od holenderskiego pisarza okresu Złotego Wieku!). I znalazłem! Klimatyzowany namiot, a w nim sprzedaż choinek. Importowanych rzecz jasna.

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)
Na koniec, choć de facto zamykam projekt "Aruba" - sezon 2.  mogę tylko to powiedzieć: to be continued...

Ale blog będzie uzupełniany kolejnymi relacjami z Aruby.

(fot. J. Koch)


sobota, 25 listopada 2017

Memento

Właśnie wróciłem z San Nikolaas, gdzie fotografowałem murale. Spocony i zmęczony wziąłem prysznic, wycieram się i nagle słyszę głuchy huk. Potężny. Wypadek! To skojarzenie w pierwszym ułamku sekundy. Nasłuchuję. Cisza. I nagle ujadanie okolicznych psów. Rozszczekały się z dużą gwałtownością, zajadłością. Coś jest nie tak, pomyślałem. Ale nie, nic. Nie słychać krzyków. Nie ma innych odgłosów. Zacząłem przygotowywać się do wyjścia. Trwało to chyba z dziesięć minut. Ubrałem się. Włożyłem podładowaną baterię do aparatu, aparat do plecaka. Spakowałem program konferencji. Aha, jeszcze komórka do kieszeni. Czy czegoś nie zapomniałem? Wyłączyć klimę. Spryskać się wodą o wdzięcznej nazwie Chopin. Jestem gotowy.

Wychodzę przed hotelik i na skrzyżowaniu widzę ilustrację do mojego pierwszego skojarzenia - w bus wjechało auto osobowe. Chyba nikt nie ucierpiał, bo nie słyszałem syreny ambulansu. Ludzie stoją w oczekiwaniu na policję. Ale samochód jest porządnie uszkodzony. Bus jakby mniej. Ale może z tej strony nie widzę tego. Robię zdjęcie komórką.

(fot. J. Koch)
Nagle takie dziwne poczucie. Człowiek miewa je od czasu do czasu. Dojmująca świadomość delikatności naszego życia. Kruchości planów. Stałej niestałości. Jeszcze tego ranka, jak każdego, w drodze na uniwersytet przechodziłem obok cmentarza. Tak jest codziennie, ale dopiero dziś zrobiłem kilka zdjęć. Cmentarz protestancki. Tak przynajmniej obwieszczają niebu i wieczności metalowe litery na bramie. Pewnie dlatego, że większość mieszkańców była katolicka, protestanci odczuwali potrzebę odróżniania się.

(fot. J. Koch)
Ten wypadek i refleksja przycmentarna kierują moje myśli na moją własną podróż.
W podróży najważniejszy jest powrót.
Inaczej nie byłaby podróżą.
Nie miałaby sensu.
Za kilka dni czeka mnie długa wyprawa.
Najpierw nocny lot do Amsterdamu.
Zmiana czasu.
Zmiana pory roku.
Zmiana wszystkiego.
Potem kilkugodzinne oczekiwanie na lot do Warszawy.
W końcu pociąg, a właściwie próba znalezienia sensownego połączenia późnym popołudniem.
W sumie doba.
W praktyce powrót będzie trwać więcej niż 24 godziny.
Nic wobec wieczności, ale męczący. Męczący, nawet gdy szczęśliwy.

(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)
(fot. J. Koch)




czwartek, 23 listopada 2017

Przekraczanie granic (Konferencja Cross-Over / Caran)

Cross-Over to konferencja, która dwa lata temu odbyła się w Poznaniu. Organizację jej zaproponował  nam prof. Yves T'Sjoen, który przygotował poprzednią edycję w Gandawie w 2013 roku. Wtedy przekroczyliśmy naprawdę granicę, bo do tej pory konferencja ta, poświęcona interdyscyplinarnmu literaturoznawstwu niderlandystycznemu, odbywała się co dwa lata w Niderlandach, na zmianę w Holandii i Belgii. W Zakładzie Studiów Niderlandystycznych i Południowoafrykańskich na Wydziale Anglistyki przyjęliśmy propozycję, tratując ją także jako swoiste uznanie dla poznańskiej i polskiej niderlandystyki.

W Poznaniu Cross-Over trwał dwa dni, a nie jak dotychczas tylko jeden. Trzeba dodać, że kiedy była to edycja flamandzka, to holenderscy niderlandyści dojeżdżali na obrady koło południa i wyjeżdżali tego samego dnia, aby zdążyć przespać się we własnym łóżku; to samo było z Flamandami jadącymi na Cross-Over w Holandii. Nasz konferencja starała się "zrobić różnicę", nie tylko nieco zawężając tematykę, ale także orientując się na młodych badaczy (doktoranci i habilitanci). A przede wszystkim tym, że w kolejnym roku (2016) przygotowaliśmy z uczestnikami dwa numery czasopisma "Werkwinkel. Journal of Low Countries and South African Studies" wypełnione artykułami na bazie referatów: vol. 11, Issue 1 (Jun 2016) oraz Vol. 11, Issue 2 (Nov 2016).

Korzystając z uprawnień organizatora, które obowiązkiem jest wybór miejsca kolejnej konferencji, zaproponowałem, aby Cross-Over 2017 odbył się na Antylach. Propozycja została przyjęta, a to było już poważne przekraczanie granic, bo konferencja miał się odbyć nie tylko poza Holandią i Belgią w innym europejskim kraju, ale na innym kontynencie. Antylski Cross-Over został w ten sposób połączony z konferencją Caran, założonego w 2011 roku Karaibskiego Stowarzyszenia Niderlandystycznego (Caribische Associate voor Neerlandistiek), i właśnie odbywa się na Uniwersytecie Arubańskim.

Konferencję czas zacząć. Otwieramy - Eric Mijts i ja - obrady podwójnej konferencji Cross-Over / CARAN. Aula uniwersytetu, stosowana do jego rozmiarów, to dawna kaplica. Ale nastrój... jakby to powiedzieć... antylski?

(fot. Y. T'Sjoen)

Powitanie.

(fot. Y. T'Sjoen)

Michiel van Kempen (Amsterdam): De eerste Nederlands-Caribische slavernijroman als leestekst binnen het huidige onderwijs

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)

Hilde Neus (Paramaribo): Wim Bos Verschuur als schrijver 

(fot. J. Koch)

Wim Rutgers (Curacao): Kunst die thuis blijft. Een nieuwe generatie Nederlandstalige schrijvers op de Nederlands-Caribische Benedenwindse eilanden Aruba, Bonaire en Curacao

(fot. J. Koch)

Jerzy Koch (Poznań): "Mijn zuster de negerin" op het doek

(fot. Y. T'Sjoen)

(fot. Y. T'Sjoen)

(fot. Y. T'Sjoen)

Jos de Roo (Aruba): Boelie van Leeuwen. Ver weg dichtbij 

(fot. J. Koch)

Przygotowania do przerwy.
Trochę lodu do wody.

(fot. J. Koch)

Jerry Dewnarain (Paramaribo): Vastlegging van een Surinaamse Canon

(fot. J. Koch)

Diana Menke (Paramaribo): Een nieuwe aanpak voor literatuuronderwijs 

(fot. J. Koch)
Przerwa...

(fot. J. Koch)

Yves T'Sjoen (Gent): De Surinaamse en Antilliaanse literatuur in de strijd tegen apartheid

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)

Luc Alofs (Aruba): Literaire narratieve en koloniale mythen 

(fot. J. Koch)








Trasa pomnikowa

Po Oranjestad spacerowałem dwukrotnie trasą pomnikową. Tak ją sobie nazwałem. W przestrzeń miasta wpisano szereg pomników - niekiedy miałe...